Skip to content
Przejdź na blog
Menu

Wszystkie dzieci są nasze?

Chyba już kilka razy pisałam, iż w sprawie o rozwód sąd orzeka także o władzy rodzicielskiej i kontaktach z dzieckiem. Ale… czy kiedy o tym mówiłam, zwróciłeś uwagę na dokładne brzmienie przepisu? Czy orzeczenie sądu dotyczyć będzie wszystkich dzieci, które są wychowywane przez rozwodzących się małżonków? Innymi słowy: czy wszystkie dzieci są nasze?

O kontaktach z dziećmi sporo już pisałam, np. w tym artykule.

Ale wracając do tematu:

Nawet jeśli nie czytałeś wcześniejszych wpisów, to wiesz że odpowiedź na tak postawione pytanie zapewne będzie brzmiała : nie, orzeczenie nie będzie dotyczyć wszystkich dzieci, które wychowują się w rodzinie. Orzeczenie sądu dotyczy tylko wspólnych małoletnich dzieci rozwodzących się małżonków.

Dlaczego to istotne i dlaczego o tym piszę?

 

Otóż w dzisiejszych czasach tzw. rodziny patchworkowe stają się coraz bardziej popularne.

Kiedyś – gdy kodeks rodzinny i opiekuńczy wchodził w życie – było inaczej, tzn. rozwody nie były aż tak często spotykane (i nie, ten wpis nie służy pogłębionej analizie tego, dlaczego teraz jest więcej rozwodów, czy to bardzo źle, że tak jest i co można by było z tym zrobić)

W tym wpisie piszę o tym, iż – zgodnie z art. 58 k.r. i o. orzeczenie sądu dotyczy tylko wspólnych małoletnich dzieci stron.

Zauważ : przepis nie mówi, iż sąd orzeka o dzieciach wspólnie wychowywanych przez oboje małżonków, tylko wspólnych małoletnich dzieciach stron.

Czy przepis powinien mieć inne brzmienie niż ma obecnie – to już temat na inną dyskusję.

Często zdarza się tak, iż małżonkowie – oprócz swojego własnego dziecka wychowują także dzieci męża czy żony z wcześniejszego związku.

No dobrze – najczęściej wygląda to tak, jak w przypadku pani Zosi i pana Zenka.

historia z życia wzięta:

Gdy pan Zenek poznał panią Zosię, była ona matką samotnie wychowującą dwuletniego synka. Panu Zenkowi zupełnie to nie przeszkadzało- widział, że pani Zosia była dobrą matką i robiła wszystko, aby dziecku niczego nie brakowało. Z ojcem dziecka pani Zosia nigdy nie zdecydowała się za sformalizowanie związku, a on też nigdy się dzieckiem nie interesował, nie utrzymywał kontaktów – nawet w okresie świątecznym czy wakacyjnym nie przyjeżdżał, aby spotkać się z dzieckiem – nie wspominając już o płaceniu jakichkolwiek alimentów.

No cóż- tak się czasem zdarza. Na szczęście pani Zosia radziła sobie sama

Wkrótce pan Zenek oświadczył się pani Zosi, a ona oczywiście powiedziała “tak”.

Wesele było skromne, ale za to podróż poślubna niezapomniana.

Teraz po ślubie  tworzyli prawdziwą rodzinę!

Pan Zenek bardzo zaangażował się w wychowanie synka pani Zosi.

A i chłopiec bardzo pana Zenka pokochał –  w końcu nigdy wcześniej nie miał prawdziwego ojca, a teraz… wspólne wyjścia na plac zabaw, na lody, do kina,  nauka jazdy na rowerze  stały się codziennością.

Wszystko układało się idealnie.

Wiadomo, o formalnościach nikt nie pomyślał- co prawda pan Zenek kiedyś tam wspominał o adopcji i formalnym “załatwieniu” sprawy, ale przecież wszystko było idealnie, więc po co tracić czas na jakieś formalności, skoro i tak synek pani Zosi mówił do pana Zenka “tato”,  prawda?

Wkrótce okazało się, iż pani Zosia spodziewa się wspólnego dziecka z panem Zenkiem. Pan Zenek był naprawdę bardzo szczęśliwy. Po prostu nie mogło być lepiej. Parę miesięcy potem pani Zosia urodziła synka. Wszystko układało się jak po maśle. Synek pani Zosi pokochał młodszego braciszka i był bardzo zaangażowanym w opiekę nad nim starszym bratem. Im bardziej chłopcy byli starsi,tym więcej czasu spędzali razem i tym bardziej byli zżyci, co też rodziców, a już szczególnie pana Zenka bardzo cieszyło.

Pan Zenek nieźle zarabiał i bez trudu utrzymywał całą rodzinę.

No po prostu sielanka.

 

No ale drogi czytelniku chyba nie spodziewałeś się, że na tym wpis się zakończy, prawda?

 

Bo chyba domyślasz się, że coś musiało pójść nie tak?

Niestety, tak też było i tym razem.

Zaczęło się od zupełnie drobnych rzeczy. Skończyło na takich kłótniach, iż zaniepokojeni sąsiedzi pukali do drzwi.

(nie, w tym wpisie nie będziemy analizować źródła problemów małżeńskich i tego, kto był bardziej winny)

Tak czy inaczej, po kolejnych miesiącach pani Zosia podjęła decyzję o złożeniu pozwu do sądu.

I przechodząc do sedna:

widzisz teraz, na czym polega problem?

Cóż, jak już wiesz sąd orzeka o kwestiach dotyczących wspólnych małoletnich dzieci stron…

Czy w takiej sytuacji mąż matki, który przez całe lata faktycznie opiekował się dzieckiem żony nic nie może zrobić?

Otóż jest – jak się domyślasz – podstawa prawna, pozwalająca na podjęcie działania, tj. wniesienie do sądu odpowiedniego wniosku.

Ta podstawa to art. 113 (6) kodeksu rodzinnego.

Przepisy  o kontaktach z dzieckiem stosuje się odpowiednio do kontaktów rodzeństwa, dziadków, powinowatych w linii prostej, a także innych osób, jeżeli sprawowały one przez dłuższy czas pieczę nad dzieckiem.

Więcej o tym przepisie opowiem w osobnym artykule.

Jeśli masz swoje przemyślenia, podziel się nimi w komentarzach.

Wszystkie dzieci są nasze? Tak, ale… w sprawie o rozwód sąd nie będzie orzekał o dziecku twojego małżonka, które ty wychowywałeś (wychowywałaś)

 

Podobał Ci się tekst? Będę wdzięczna, jak się nim podzielisz.

o mnie

Wszystkie dzieci są nasze?

Nazywam się Katarzyna Skowrońska. Jestem adwokatem. W swojej praktyce zajmuję się prawem cywilnym i rodzinnym. Pomagam rozwiązywać problemy i doradzam, jak problemów unikać. Wiem, że każda sprawa jest inna – i każdą sprawę traktuję indywidualnie. Oprócz pozwów i apelacji piszę też artykuły, które publikuję na tym blogu. Mam nadzieję, że wyjaśnią wiele Twoich wątpliwości.

skonsultuj swoją sprawę

Kancelaria Adwokacka Katarzyna Skowrońska

ul. Skwierzyńska 21, Wrocław.

zacznij tu

pobierz e-booka

szukaj

archiwum

Archiwa

Wszystkie dzieci są nasze?

Katarzyna Skowrońska

Masz pytania? Skontaktuj się ze mną:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Skontaktuj się